Działa od końca 2011 r., ale udało się w nim stworzyć przedwojenny, szynkowy klimat. Na ścianach wiszą olbrzymie zdjęcia cesarsko-królewskiego fotografa Edwarda Janusza, pokazujące mieszkańców Rzeszowa, a wykonane przed 1914 r. Serwowane są tu proste, tradycyjne, przekąskowe dania kuchni regionalnej pasujące do szklanki piwa, lampki wina lub kieliszka czegoś mocniejszego. Zjeść tu można flaczki po rzeszowsku, studzieninę, śledzia na różowo, śledzia po żydowsku, kaszankę z wątróbką robioną z pęczaku, a nie z kaszy gryczanej, tatara czy żur rzeszowski. Do tego wszystkiego warto zamówić porcję chleba wypiekanego w Kańczudze. W barze naleją do szklanych i ciężkich kufli (przygotowywanego specjalnie przez mały browar) piwo szynkowe z beczki, nawiązujące smakiem do dawnych piw. Ale jest także piwo niepasteryzowane w butelce lub czerwone i białe węgrzyny (Budafok), unikalne, bo sięgające tradycją historyczną XVIII w. łańcuckie rosolisy czy wreszcie wódkę Baczewskiego, przed wojną produkowaną we Lwowie, a dziś sprowadzaną z Wiednia.
W Szynk jest miejscem spotkań muzyków zamiłowanych w rytmach etnicznych i folkowych. Odbywają się tu także uczty muzyczne, które przenoszą się niekiedy głębiej, aż do podziemi restauracji. Nie są to koncerty, ale kameralne spotkania artystów i miłośników ich twórczości, które przeradzają się w tradycyjne potańcówki, na których króluje klastyczna polka.